wtorek, 11 sierpnia 2015

No to nie krzycz...

- Aaaaa! - krzyczę - Zejdź natychmiast z moich włosów! Adaś, schodź!
Mam dość długie włosy. Leżałam sobie właśnie na kanapie, a dziecię moje zapragnęło przytulić się do mnie i w tym celu położyło się na mojej głowie, odpychając się przy tym kolanami od kanapy, na której leżały moje włosy. Miałam wrażenie jakby ktoś chciał mi wyrwać z głowy całe owłosienie, więc krzyk wyrwał się z moich ust instynktownie.
Adaś nie drgnął nawet o milimetr.
- Schodź ze mnie Adaś, wyrwiesz mi wszystkie włosy! -wrzeszczę dalej.
- Ale... Nie wiem jak... - dociera do mnie w końcu cichy, przestraszony głosik.
- Po prostu zdejmij nogi z moich włosów.
Nareszcie Adaś schodzi. Podnoszę się i patrzę na niego. Patrzy na mnie wielkimi oczami pełnymi łez, buzia w podkówkę. 
- Wystraszyłeś się, co? Jak tak krzyknęłam?
Całe napięcie pryska, łzy jak grochy wypływają w jednej sekundzie.
- Tak - słyszę -bo ty codziennie tak krzyczysz - tuli się do mnie.
Już chcę zaprzeczyć, przecież wiem, że zdarza mi się to rzadko, ale nagle zdaję sobie sprawę, że nie o to chodzi. Może rzeczywiście ostatnio łatwiej wpadam w złość?
- Nie chcę na ciebie krzyczeć, synku.
- No... to nie krzycz. To przecież łatwe.
Hmm....
- Tak myślisz? 
- Tak...
- A tobie jest łatwo nie krzyczeć?
- Tak, bardzo łatwo.
Hmm....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz