Czy ktoś zastanawiał się kiedyś jak to jest z postrzeganiem dobra i zła u dzieci?
Czy uważasz, że dziecko rodzi się i żyje na świecie jak czysta karta w kwestii moralności? Że nie posiada zdolności oceny co jest moralnie dobre lub moralnie złe, dopóki rodzic/dorosły mu tego nie powie? Uważasz, że dziecko wychowane w bliskości, szacunku, wolności i zaufaniu, które ani razu nie usłyszało od rodzica oceny: to jest złe, a to dobre, naprawdę nie będzie samo potrafiło tego rozróżnić?
Kiedyś wracaliśmy z przedszkola i zobaczyliśmy psa na smyczy w kagańcu. Pisałam tu kiedyś o tym, powtórzę. Adaś zapytał co ten piesek ma na pyszczku założone, więc mu wyjaśniłam, że to po to by ludzie wokół czuli się bezpieczni i żeby piesek ich nie mógł ugryźć, gdyby się np. bardzo zdenerwował.
Moje dziecko pomyślało chwilę i odpowiedziało mi tak:
- Mamusiu, on by chyba wolał biegać sam, bez tego urządzenia na buzi, prawda? On chyba jest smutny, że to ma.
Nigdy wcześniej o tym nie rozmawialiśmy, nawet nie wiedział co to jest kaganiec, a jednak wyczuł, że dla psa nie jest to miłe i komfortowe.
I powiem Wam, że ja się poczułam wtedy jakoś dziwnie, chociaż sama psa nie mam i mu kagańca nie zakładam, to poczułam się jakby społecznie odpowiedzialna za te wszystkie psy, którym ludzie te kagańce zakładają i głupio mi było przed moim dzieckiem, za tą naszą zdobycz cywilizacji jaką jest kaganiec. No bo fakt, w zgodzie z naturą to nie jest i psa na pewno nie zachwyca.
Nie musiałam tego tłumaczyć. On to czuł.
Dzieci najczęściej instynktownie chcą wybierać to co właściwe, ale gdy odbierany im wiarę w to, że to potrafią ( a dzieje się tak zawsze gdy rodzic musi mieć rację na każdym kroku i nieustannie pokazuje dziecku: zobacz, to jest dobre, a to złe, to białe a to czarne ), w pewnym momencie tracą tę umiejętność, a może bardziej: przestają wierzyć, że potrafią same oceniać moralnie wybory swoje i otoczenia. Zamiast same oceniać i wybierać, które postępowanie jest właściwe, coraz częściej rozglądają się za kimś, kto im to powie. Jeśli to jest rodzic, to zazwyczaj nie najgorzej ( ale i tak tylko do wieku nastoletniego, potem poszukają gdzie indziej ), ale rodzic nie zawsze jest obok, więc może kolega? Pan w sklepie? Pani w autobusie? Sąsiadka? Robi się chaos, bo często wzorce są sprzeczne, a sobie i swojej zdolności oceny już dziecko nie wierzy, więc i często chaotycznie wybiera, raz jak rodzice powiedzieli, raz jak kolega pokazał...
Wiem, że nie raz Adaś źle wybierze, natomiast my dużo, bardzo dużo rozmawiamy, o uczuciach, emocjach, sposobach postępowania, ale nie z perspektywy autorytarnego rodzica, który wszystko wie najlepiej. Ja wiem, że Adaś zazwyczaj wie kiedy coś jest właściwe, a kiedy nie ( mówię tu o standardowych, codziennych sytuacjach ), i ja mu tego nie muszę mówić, natomiast między wiedzą a wyborem jest czasami przepaść i moja rola jest według mnie głównie tu: by pomóc mu dostrzec jego własne emocje związane z daną sytuacją, emocje odbiorców jego zachowań, rozróżnić poczucie chęci zrobienia czegoś po prostu od poczucia chęci zrobienia czegoś właściwie. Natomiast niczego nie chcę mu narzucać. Dzięki tym "złym" wyborom ( a umówmy się czy 3 latek jest w stanie podjąć decyzję, która zaważy na jego życiu? ), także się czegoś nauczy, nawet więcej, bo nie od dziś wiadomo, że człowiek najlepiej się uczy na własnym doświadczeniu.
Dziecko nie rodzi się pozbawione moralności. Kwestia wpływu otoczenia to co innego. Silna oparta na wolności, szacunku i bliskości relacja z rodzicami, ma pomóc dziecku umocnić się w jego instynktownie dobrych wyborach, zwłaszcza gdy otoczenie daje przykłady złych wyborów. Jeśli relacja z rodzicami oparta jest na wolności i zaufaniu, to dziecko w istotnych moralnie sprawach, będzie naśladowało rodziców.
I jestem pewna, że każde dziecko, z którym w domu dużo rozmawia się o szacunku, o wolności ( również jego - dziecka ), o granicach, o emocjach i uczuciach, gdzie wolno okazywać złość i niezadowolenie tak jak się to w danym momencie potrafi, gdzie wolno płakać godzinę nad połamanym herbatnikiem bez słuchania niepotrzebnych upomnień, gdzie dziecko ma prawo do własnych wyborów bez wysłuchiwania ocen ( jeśli sobie tego nie życzy ), gdzie zdanie każdego członka rodziny jest tak samo ważne, gdzie każdy ( również dziecko ) sam decyduje o swoich potrzebach fizjologicznych ( również o tym czy i kiedy drzemie w dzień oraz kiedy i ile je ), gdzie każdy ma prawo decydować o swojej własności ( również dziecko o swoich zabawkach, nawet jeśli chce zabawkę za 200 zł oddać za pluszowego misia lub rzucić w złości ) itd. itd. Jestem pewna, że dziecko z takiego domu nie potrzebuje pokazywania palcem: zobacz, to jest zło, a to jest dobro.
Wszystko sprowadza się do wyborów i według mnie to jest to co najważniejszego rodzic może dać dziecku, możliwość ćwiczenia się w tych dobrych wyborach w domu, gdy jeszcze te wybory mało szkody mogą wyrządzić, po to by potem właśnie, niezależnie od tego gdzie dziecko rzuci los, w jaką kulturę i jak bardzo złe środowisko, żeby ono umiało ufać sobie, swoim przekonaniom i wyborom.
Dzieci najczęściej instynktownie chcą wybierać to co właściwe, ale gdy odbierany im wiarę w to, że to potrafią ( a dzieje się tak zawsze gdy rodzic musi mieć rację na każdym kroku i nieustannie pokazuje dziecku: zobacz, to jest dobre, a to złe, to białe a to czarne ), w pewnym momencie tracą tę umiejętność, a może bardziej: przestają wierzyć, że potrafią same oceniać moralnie wybory swoje i otoczenia. Zamiast same oceniać i wybierać, które postępowanie jest właściwe, coraz częściej rozglądają się za kimś, kto im to powie. Jeśli to jest rodzic, to zazwyczaj nie najgorzej ( ale i tak tylko do wieku nastoletniego, potem poszukają gdzie indziej ), ale rodzic nie zawsze jest obok, więc może kolega? Pan w sklepie? Pani w autobusie? Sąsiadka? Robi się chaos, bo często wzorce są sprzeczne, a sobie i swojej zdolności oceny już dziecko nie wierzy, więc i często chaotycznie wybiera, raz jak rodzice powiedzieli, raz jak kolega pokazał...
Wiem, że nie raz Adaś źle wybierze, natomiast my dużo, bardzo dużo rozmawiamy, o uczuciach, emocjach, sposobach postępowania, ale nie z perspektywy autorytarnego rodzica, który wszystko wie najlepiej. Ja wiem, że Adaś zazwyczaj wie kiedy coś jest właściwe, a kiedy nie ( mówię tu o standardowych, codziennych sytuacjach ), i ja mu tego nie muszę mówić, natomiast między wiedzą a wyborem jest czasami przepaść i moja rola jest według mnie głównie tu: by pomóc mu dostrzec jego własne emocje związane z daną sytuacją, emocje odbiorców jego zachowań, rozróżnić poczucie chęci zrobienia czegoś po prostu od poczucia chęci zrobienia czegoś właściwie. Natomiast niczego nie chcę mu narzucać. Dzięki tym "złym" wyborom ( a umówmy się czy 3 latek jest w stanie podjąć decyzję, która zaważy na jego życiu? ), także się czegoś nauczy, nawet więcej, bo nie od dziś wiadomo, że człowiek najlepiej się uczy na własnym doświadczeniu.
Dziecko nie rodzi się pozbawione moralności. Kwestia wpływu otoczenia to co innego. Silna oparta na wolności, szacunku i bliskości relacja z rodzicami, ma pomóc dziecku umocnić się w jego instynktownie dobrych wyborach, zwłaszcza gdy otoczenie daje przykłady złych wyborów. Jeśli relacja z rodzicami oparta jest na wolności i zaufaniu, to dziecko w istotnych moralnie sprawach, będzie naśladowało rodziców.
I jestem pewna, że każde dziecko, z którym w domu dużo rozmawia się o szacunku, o wolności ( również jego - dziecka ), o granicach, o emocjach i uczuciach, gdzie wolno okazywać złość i niezadowolenie tak jak się to w danym momencie potrafi, gdzie wolno płakać godzinę nad połamanym herbatnikiem bez słuchania niepotrzebnych upomnień, gdzie dziecko ma prawo do własnych wyborów bez wysłuchiwania ocen ( jeśli sobie tego nie życzy ), gdzie zdanie każdego członka rodziny jest tak samo ważne, gdzie każdy ( również dziecko ) sam decyduje o swoich potrzebach fizjologicznych ( również o tym czy i kiedy drzemie w dzień oraz kiedy i ile je ), gdzie każdy ma prawo decydować o swojej własności ( również dziecko o swoich zabawkach, nawet jeśli chce zabawkę za 200 zł oddać za pluszowego misia lub rzucić w złości ) itd. itd. Jestem pewna, że dziecko z takiego domu nie potrzebuje pokazywania palcem: zobacz, to jest zło, a to jest dobro.
Wszystko sprowadza się do wyborów i według mnie to jest to co najważniejszego rodzic może dać dziecku, możliwość ćwiczenia się w tych dobrych wyborach w domu, gdy jeszcze te wybory mało szkody mogą wyrządzić, po to by potem właśnie, niezależnie od tego gdzie dziecko rzuci los, w jaką kulturę i jak bardzo złe środowisko, żeby ono umiało ufać sobie, swoim przekonaniom i wyborom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz